Zaczynając studia próbowałam różnych rzeczy: wolontariat, własny e-magazyn, szkoły policealne, kursy, praca dorywcza, blog… Te wszystkie rzeczy musiałam jakoś wcisnąć w 24 godziny, jakie dostawałam każdego dnia. Od zawsze chciałam też mieć balans między życiem prywatnym oraz zawodowym (do którego zaliczałam wszelkie działania rozwojowe).
Wtedy po raz pierwszy zapragnęłam pracy w domu. Dla każdego, kto nie poznał blasków i cieni takiej formy zatrudnienia, freelance brzmi jak Eldorado. Praca w domu to przecież ogromna oszczędność czasu i pieniędzy, a także wygoda.
Dotychczas pracowałam jako copywriter, wirtualna asystentka, transkrybent, specjalista ds. marketingu, korektor oraz redaktor. Kiedy Ela Nieradko, zaprosiła mnie do podzielenia się moimi przemyśleniami w swoim e-booku dotyczącymi pracy VA, zastanowiłam się nad swoim doświadczeniem w tym temacie. Swoją przygodę z freelancem rozpoczęłam źle. Czego więc unikać?
Zbyt wiele zleceń
Zdobywanie zleceń, wcale nie jest bardzo trudnym zadaniem. Mamy przecież takie portale jak: oferia.pl czy useme.eu, które ułatwiają dotarcie do potencjalnych klientów. Dodatkowo przeszukiwanie Gumtree, OLX czy Facebooka znacznie ułatwi dotarcie do osób, które zechcą zapłacić za nasze usługi.
Na początku drogi łatwo się zachłysnąć i brać wszystko ‚jak leci’, nie zwracając uwagi na to, czy dane zlecenie w ogóle nas interesuje. Swego czasu przyjęłam duże zlecenie na teksty o tematyce medycznej, przez co byłam zmuszona pisać teksty o biegunce tłuszczowej. Nie było to zajęcie ani przyjemne, ani rozwojowe, ani nawet wyjątkowo dochodowe. Jednak nauczyłam się wtedy jednej rzeczy: selekcja zleceń, jest niezwykle ważna!
Niskie stawki
Zaczynając przygodę z freelancem, bardzo łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że jedyną rzeczą – jaką możesz konkurować z innymi – jest cena. Ja również zaczynałam od niskich stawek, mogłam sobie na to pozwolić, jednak nie było to konieczne. Wyższe stawki uwolnią Cię od klęski urodzaju, a także sprawią, że zarobisz te same pieniądze w krótszym czasie. Zachwyć swoimi umiejętnościami, a klienci zapłacą tyle, ile zażądasz.
„Będzie do portfolio”
Wszędzie wokół słyszałam, że warto zdobywać referencje i doświadczenie, więc na początku zaoferowałam swój czas i swoją pracę w zamian za referencje, co było największym błędem. Dlaczego? Z wielu powodów. Przede wszystkim, ogłosiłam się na grupach biznesowych, na których odezwały się do mnie w większości osoby rozpoczynające swą przygodę w biznesie. Nie były to osoby, które mogłyby być dla mnie mentorami, nie dostawałam zadań, w których mogłabym się wykazać, a referencje były pisane na kolanie, bądź nie otrzymywałam ich wcale.
Najgorszym doświadczeniem tego czasu była sytuacja, w której zgodziłam się dokonać transkrypcji podcastu (oczywiście za referencje). Tuż po dostaniu nagrania okazało się, że wykonam pracę, którą wcześniej wyceniałam klientowi (cena była zbyt wysoka, więc moja oferta została odrzucona). Ktoś inny wziął pieniądze za moją pracę, a ja będę pracowałam jako podwykonawcą za darmo! Frajerstwo pełną gębą, ale uczy pokory…
Dodatkowo, nie warto pozycjonować się jako osoba, która pracuje za darmo. To jedna z najważniejszych lekcji, jaką dała mi Kamila Czarnomska, za co jestem jej ogromnie wdzięczna!
Brak umiejętności oddzielenia pracy od życia prywatnego
Kiedy zaczynałam pracę w domu, nadal pracowałam na etacie. Spędzałam 8 godzin każdego dnia w pracy, a następnie siadałam przed komputerem i tworzyłam. Powstawały teksty, grafiki, hasła reklamowe, wpisy na portale społecznościowe. Wiedziałam, że żeby osiągnąć sukces, muszę dać z siebie dużo. Jednak coraz mniej snu i coraz większa presja przytłoczyły mnie.
Pierwsza czerwona lampka, zapaliła mi się w momencie, kiedy największemu zleceniodawcy „spowiadałam się” z każdego kroku. Kiedy wychodziłam z domu pisałam, ze wychodzę i kiedy prawdopodobnie wrócę. Praca, która miała dać mi wolność, sprawiała, ze czułam się zniewolona.
Niedługo potem mój organizm powiedział STOP! Długo dochodziłam do siebie…
Zakładam firmę!
Kiedy zaczynałam, mój entuzjazm był ogromny. Plan był prosty: zdobywam klientów, rzucam etat i zakładam firmę. Jednak mój zapał został ostudzony (i słusznie!). Jeśli Twój etat nieszczególnie Cię uwiera, może warto nieco dłużej testować czy freelance jest dla Ciebie. Kiedy masz stałe źródło dochodu, nie musisz martwić się o ZUS dużo łatwiej uniknąć stresów i skupić się na tym, czy dana praca na dłuższą metę jest tym, czego naprawdę pragniesz. Być może obawiasz się, że osoby posiadające działalność maja nad Tobą przewagę, ponieważ oferują klientom fakturę vat zamiast umowy o dzieło. Jednak nie posiadając firmy, możesz wystawiać faktury za pomocą useme.eu, lub zdecydować się na skorzystanie z usług Fundacji Rozwoju Przedsiębiorczości, jak zrobiła to Ania.
Oto najważniejsze błędy, jakie popełniłam, bądź mogłam popełnić na początku mojej zabawy z freelancem. Dziś jestem ostrożniejsza i nadal szukam swojej zawodowej drogi. A Wy jakie błędy popełniliście na początku pracy w domu?